Alexis Radley zatrzymała wzrok na jedym z wielu okien znajdujących się w jej sypialni. Jej oczy z łatwością odnalazły 3 SUVy zaparkowane wzdłuż ulicy przy jej rodzinnym domie.
-Tylko dlatego, że przejeżdżają tędy kilka razy dziennie nie oznacza, że ich nie zauważę! Poważnie, co może mi się stać w mojej własnej sypialni?! Nawet okna są kuloodporne na litość boską!-wykrzyczała do telefonu.
-Ten chłopak naprawdę się o Ciebie troszczy Lexi- jej przyjaciółka, Meredith Shull, odpowiedziała po drugiej stronie.
Meredith była jedyną przyjaciółką Alexis, pochodziła z rodziny, która nie była zaangażowana w niebezpieczne życie jakim sama żyła. Szczerze, jedynym powodem dlaczego mogły się przyjaźnić i spędzać ze sobą czas, jest to, że ojciec Meredith jest szanowanym pastorem. W przeciwnym razie nikt nie chciał by spędzać czasu z dziećmi, które nie znają wzajemnie swoich rodziców. To prawie nie wykluczało tych, którzy należą do mafii. Pomimo tego, że ojciec Meredith był pastorem wiedziała, że może jej zaufać. Teraz, Meredith znała wszystkie tajemnice życia Alexis, które były niepojęte dla ludzi z zewnątrz. Alexis przewróciła oczami i zasunęła roletę. Okna które kiedyś przynosiły jej światło i ciepło kiedy była dzieckiem.
Teraz czuła się podglądana i narażona na świat.
-On mnie nie kocha. On jest jak inni. Jestem tylko nagrodą, którą pewnego dnia pokaże światu. -odparła.
Zazwyczaj Alexis nie była w takim złym humorze. Była znana jako ta kochająca i troszcząca się przyjaciółka, siostra, córka. Niespodziewany powrót jej braci na jej przyjęcie urodzinowe w weekend doprowadzał ją na krawędź wytrzymałości.
Alexis była mądrą dziewczyną. Jej bracia też byli mądrzy. Plany na dzisiejszy wieczór mogły nie być akceptowane przez jej ochroniarzy, ale jej bracia mieli inne zamiary.
Była jeszcze dwójka ludzi z którymi chciała spędzić swój ostatni tydzień wolności, najgorsze było to, że oni wiedzieli o tym wszystkim co dzieje się wokół.
Po tym jak Alexis i jej mama wróciły wcześniej do domu, została zamknięta w uścisku przez jej dwóch braci. Wiedziała, że mieli przyjechać na jej osiemnaste urodziny, ale nie tydzień wcześniej.
Uświadomiła sobie, że nie będzie musiała robić tego na dzisiejszej imprezie, więc przywitała szybko swoich braci i wymigała się potrzebą kąpieli.
Kiedy Alexis weszła do swojej sypialni i zaczęła się rozbierać jej oczy spoczęły na oknie uświadamiając sobie, że nawet wtedy była obserwowana. Oni wszystko widzą. Musiała zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki by trochę ochłonąć.
-W prawdzie jestem pewna, że nie są upoważnieni do tego by Cię podglądać kiedy się rozbierasz! Jeśli to nie jest jedna z zasad Sonny to zapewne jedna z twojego ojca. -westchnęła Meredith.
Sonny- to było imię pod którym ukrywał się jej przyszły mąż. To było dziwne dla większości, która nigdy o tym nie słyszała. Ale dla Alexis to był sposób życia. Jej sposób. To było nieuniknione, że członek mafii zażąda właśnie jej. Córek było mało, a te które już były, były wybrane.
Pierwsze podejrzenia Alexis o tym, że została wybrana pojawiły się gdy miała 15 lat. Kiedy zauważyła, że wzrósł poziom jej bezpieczeństwa. Pamięta również rozmowy matki z jej bliską przyjaciółką i to jak jej bracia zaczęli ją witać tak, jakby była już jedną z nich.
To było pewne, a Alexis nie była ślepa. Ale teraz jego tożsamość była tym, co interesowało ją najbardziej. Przez kilka lat ona i Meredith stawiały na Petera Schillinga. Ale około miesiąc temu okazało się, że wybrał Amande Pierce.
Alexis była zdumiona. Od małego ona i Peter byli przyjaciółmi, a ona miała go za porządnego faceta. Był przystojny chociaż niezbyt dobrze zbudowany. Przypomniała sobie, że skończył on osiemnaście lat niedługo przed tym jak pojawiła się jej ochrona, jej bezpieczeństwo wzrosło, a on przestał z nią rozmawiać. To było wspólne dla "Sonny" by nie mieć z nią żadnej relacji odkąd została wybrana aż przekroczy pełnoletniość.
-Masz racje. Wiem, że to jest reguła, ale to jest cholernie przerażające. Nie mówiąc o tym, że muszę coś zrobić z Andrew i Benem. Impreza jest dzisiaj, a to jedyna rzecz, która podtrzymuje mnie na duchu od miesiąca. -Alexis usiadła na końcu łóżka.
-Wiem Lex. Coś wymyślimy. Poza tym nie będę się o to martwiła. Twoi bracia nie mają nic przeciwko mnie. Nie powinni być podejrzliwi kiedy zostaniesz na noc. Jestem pewna, że wciąż jestem na liście. -Zaśmiała się Meredith.
Alexis uśmiechnęła się w odpowiedzi. W końcu zdobyła listę, która była stworzona kiedy miała piętnaście lat. Tak ogółem mówiąc to stało się w tym samym czasie kiedy jej ochrona się zwiększyła. Mogę się założyć, że to robota Sonny.
Po tygodniu ciągłego narzekania i wyolbrzymiania zdała sobie sprawę, że nie jest już w rękach swojego ojca. Była w rękach jej przyszłego męża z którym nawet nie miała kontaktu. Meredith była sprytniejsza niż Alex i wiedziała, że będzie jedyną przyjaciółką z którą dziewczyna będzie mogła spędzić całą noc.
Czy Sonny myślał, że Alexis była typem dziewczyny która kręci się wokół innych chłopaków z mafii? Ona z pewnością wiedziała o wiele lepiej. Jeśli zaczęła by bawić się z chłopakami, którzy o niczym nie wiedzieli, nie wiedzieli, że ona już jest czyjaś i nie mieli pojęcia, że ktoś kto ją wybrał miał w posiadaniu broń. Sonny nie posunął by się aż tak daleko by zrobić to komuś z listy Alexis.
-Zaufaj mi. W dalszym ciągu jesteś na liście. Chyba, że nagle nie jesteś jedynym dzieckiem i masz co najmniej trzynastoletniego brata -odpowiedziała.
-Na twoje szczęście nie- Meredith zachichotała.
-Dzięki Bogu- odpowiedziała kąśliwie -Co ja zrobię, jak ty wyjedziesz po imprezie na obóz? Co jeśli on jest okropny Mere? -zapytała poważnie.
-Wtedy będziesz musiała uwierzyć, że w mgnieniu oka znajdę się w domu by skopać mu tyłek- powiedziała na co Alexis przewróciła oczami.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi jej sypiali co zmusiło ją do odwrócenia głowy w tamtym kierunku i zignorowania tego co właśnie mówiła Meredith.
-Zadzwonię do Ciebie później Mere. Ktoś puka do drzwi- powiedziała i szybko się rozłączyła.
-Otwarte!- krzyknęła do kogoś za drzwiami.
Głowa Bena przecisnęła się przez szparę w drzwiach.
-Proszę powiedz mi, że masz zalotkę- zapytał z nadzieją w głosie.
-Dlaczego? Jest coś co chcesz mi powiedzieć? -Alexis uśmiechnęła się szeroko.
Ben wszedł głębiej do pokoju. Niewielka ilość osób mogła to robić. Oprócz rodziny, Meredith i kilka innych koleżanek Alexis.
Pewnego czasu wchodzili tam również obsługa i kilku przyjaciół rodziny. Jednak po ukończeniu przez Alexis piętnastu lat wszystko się zmieniło. Nie było wątpliwości, że Sonny miał z tym coś wspólnego.
-To dla Ellie- powiedział Ben z figlarnym uśmieszkiem.- Pomyślałem, że przestaniesz wierzyć w to, że jestem gejem. Mam żonę Lex.
-Zawszę mówiłam, że twój gust w kwestii ubrań podważa twój status bycia prawdziwym facetem- powiedziała wstając z łóżka.
-Jeśli chcesz Ellie może potwierdzić, że nim jestem -zaśmiał się w odpowiedzi.
-Ew wolałabym nie -Alexis pokręciła głową z obrzydzeniem.
Ben udał się za dziewczyną wprost do jej łazienki, gdzie Alexis wyciągnęła swoją czarną kosmetyczkę z jednej z wielu białych szuflad.
-Dlaczego Ty i Ellie nie staracie się jeszcze o dziecko? -zapytała rozpakowując torbę. Ben może i był twardzielem na zewnątrz tak jak jej ojciec i Andrew ale ona wiedziała, że nie mógł się doczekać by stać się "tatą". To było oczywiste.
-To.. uhh nie najlepszy czas. Zwłaszcza, że Adrew i Bree spodziewają się dziecka. Wiesz jak ona reaguję kiedy wchodzisz jej w paradę -zaśmiał się cicho.
-Bez wątpliwości- powiedziała zanim odwróciła się w stronę brata trzymając w dłoni zalotkę.
-Więc dlaczego tego potrzebujesz? -zapytała unosząc brew.
-Jakoś...złamałem Ellie. Zablokowała mnie w łazience i próbowałem zrobić klucz. Mama zabiłaby mnie gdyby dowiedziała się, że zniszczyłem drzwi po pierwszej godzinie bycia w domu. Oddam Ci, obiecuję. Ona potrzebuję tego tylko na chwilkę- powiedział próbując chwycić mały metalowy przedmiot.
-Jak to Cię zablokowała? -zapytała Lex.
-To tajemnica -mrugnął.
-Jesteście ohydni -powiedziała wciąż trzymając zalotkę.
-No dalej Lex. Daj mi to- powiedział.
-Jeśli odpowiesz mi na coś- powiedziała ostrożnie. Przez sposób jaki Ben na nią spojrzał wiedziała, że załapał o co jej chodzi.
Ben wciągnął powietrze, a zmarszczki na jego czole jeszcze bardziej się uwydatniły.
-Lex wiesz, że nie mogę. Nie jestem upoważniony by to zrobić. To jest jego sprawa.
-Nikt nie musi o tym wiedzieć. Proszę Ben. Błagam! Zawsze myślałam, że to Peter ale okazało się, że to nie on. Nikomu nie powiem, przysięgam- powiedziała cicho.
-Lexi nie mogę, przepraszam -westchnął odwracając od niej wzrok.
-Dobrze- powiedziała zrezygnowana. Wiedziała, że Ben jej nie powie, ale warto było spróbować.
-Wiesz, że nie musisz już dłużej czekać. Trzymaj się -powiedział kiedy Alexis wręczyła mu przyrząd i przepuścił siostrę w drzwiach.
-Taa -powiedziała i wymijając go udała się do swojej sypialni.
-To dobry facet Lex- powiedział chwytając ją za łokieć. -Troszczy się o Ciebie i zapewnia Ci bezpieczeństwo. To jest to czego każdy z nas chce dla Ciebie
Skinęła głową na brata i udała się w stronę sypialni. Ben wyszedł, a dziewczyna podeszła do szafy w celu wyciągnięcia ręcznika.
Alexis odruchowo trzasnęła drzwiami przez co wcisnęła mały czerwony przycisk.
-Cholera. Tylko nie to- przeklęła pod nosem.
Stała z ręcznikiem w ręku czekając na wielkie wejście kilkunastu goryli. Tak jak myślała, przyszli.
Mężczyźni w garniturach szybko otworzyli drzwi i weszli do środka z bronią i oczami szeroko otwartymi. Szybko ustawili się na miejscach oceniając sytuację. Tym razem chociaż nie wyważyli drzwi. Wszyscy zwrócili się w kierunku Alexis, która tylko machnęła ręką.
-Fałszywy alarm chłopcy...znowu- wymamrotała patrząc jak powoli się uspakajają.
-Wiesz jak wywołać zawał u kilkunastu mężczyzn -Mike powiedział z małym uśmiechem karząc reszcie wyjść z pokoju.
-Dzięki Mike- powiedziała.
-Jak zawsze. Uważaj następnym razem- zaśmiał się. Wyciągając swój telefon z kieszeni i przycisnął do ucha wychodząc z pokoju.
Alexis podeszła do drzwi i ostrożnie je zamknęła mając dość niespodzianek jak na dzisiaj. Jak dobrze obliczyła miała godzinę na leżenie w wannie.
-Głupia ochrona na zewnątrz domu, głupi Ben, głupi przycisk- mamrotała pod nosem odkręcając kurki w wannie i powoli rozebrała się. Włosy spięła w wysokiego koka na czubku głowy, a na siebie nasunęła szlafrok czekając aż poleci ciepła woda.
-Ten przycisk serio potrzebuje jakiegoś zabezpieczenia- mruknęła. Podeszła do jednej ze ścian w łazience i puściła muzykę ze swojego iPoda.
Tak. Przycisk alarmowy. Kolejna rzecz, która zmieniła się gdy Alexis skończyła piętnaście lat. To bez wątpienia był pomysł Sonny by umieścić go na ścianie w sypialni dziewczyny. To już trzeci raz kiedy go użyła i kolejny raz kiedy nie było to potrzebne.
Po raz pierwszy Alexis nacisnęła go kiedy przez przypadek potknęła się niosąc czasopisma nie chcąc wylądować na ziemi. Kilka miesięcy później Meredith użyła go z myślą, że włącza on światło w garderobie Alexis. Zdarzyło się to kiedy jej przyjaciółka brała prysznic. Wtedy wysłali żeński oddział by nie czuła się niekomfortowo we własnej łazience. Teraz stało się to po raz trzeci, a Alexis znowu poczuła się jak małe dziecko.
Oni zawsze wszystko obserwują. Zawsze chronią. Nie daj Boże gdyby upadła w galerii i złamała nogę. Wszystko co może ją zranić lub skrzywdzić ustawia ich do pionu.
Kiedy woda była wystarczająco ciepła Alexis zanurzyła w niej swoje ciało. Odchyliła głowę do tyłu i zastanawiała się co może się stać na dzisiejszej imprezie.
Justin's POV:
Justin wszedł do kuchni biorąc dwa piwa. Jedno dla siebie drugie dla swojego brata. Nawet jeśli Justin miał tylko dwadzieścia lat, a do dwudziestu-jeden brakowało mu zaledwie trzech miesięcy, mógł pić odkąd skończył trzynaście.
-Dzięki- powiedział Jaxon biorąc piwo od brata i wziął duży łyk.
Jaxon Bieber był tylko szesnastolatkiem, ale tak samo jak Justin i reszta mężczyzn z mafii musieli dorosnąć dużo wcześniej.
-Mam nadzieje, że pójdzie gładko, a my rozwalimy głowy tych sukinsynów -Jaxon westchnął.
-Zrobimy to. Ale jedno dlatego by mieć połączenie z Chicago PD. Planowanie zajmuje więcej czasu niż zazwyczaj. Zwłaszcza, że oni wiedzą co zamierzamy zrobić- powiedział Justin siadając na jednej z kanap w swoim biurze.
-Ustawiają już kurwa zmowy i sprawy od miesięcy.Wcześniej czy później gliniarze nie będą chronić ich tyłków, a jeśli oni pójdą na dno mogą pociągnąć nas za sobą -syknął Jaxon siadając naprzeciw brata.
-Spokojnie Jaxon wszystko będzie załatwione- uspokoił go Justin.
-Mówisz jak tata -powiedział z lekkim uśmiechem patrząc na brata.
-Dobrze. Ten drań zawsze wiedział o czym mówi -zaśmiał się.
Ich ojciec był aktualnie poza Stanem prowadząc osobne interesy. Aż do jego powrotu Justin sprawował władzę nad wszystkim. Nad biznesem, domem, pieniędzmi, Jaxonem, Jazzy i ich matką.
Na szczęście Jeremy Bieber miał wrócić już w tym tygodniu co oznaczało, że Justin będzie mógł wrócić do swojego życia, czekając aż do weekendu.
Jaxon poruszył się niespokojnie na kanapie. Włożył rękę pod jedną ze skórzanych poduszek. Justin obserwował poczynania swojego brata.
-Mam nadzieje, że to nie oznacza, że ich nie używasz - zażartował młodszy brat. Justin zastanawiał się jak on mógł się tan znaleźć. Rzadko kiedy zabierał dziewczyny do biura więc musiał być już trochę stary.
-Myślałem, że nie robisz tego w biurze. Co stało się z "Nie łączę przyjemności z pracą"? -zapytał unosząc brew.
-Bo nie robię -odpowiedział i schował prezerwatywę do kieszeni w spodniach.
-Cokolwiek. Wciąż kurwa czegoś nie wiem. Może nie mam prawa by tego mówić, ale jeśli pewnego dnia miałbym żonę, która wygląda tak dobrze jak Alexis Radley nie marnował bym czasu na inne laski- westchnął.
-Mam dwadzieścia jeden lat stary. Ona nie może mieć mi tego za złe.- Justin odparł i ponownie usiadł na kanapie.
-Został tylko jeden tydzień więc dlaczego wciąż sypiasz z innymi? -zapytał.
-Ponieważ Jaxon, nawet jeśli ona skończy to osiemnaście lat moim priorytetem nie jest dobrać się do jej majtek tak szybko jak to możliwe. Alexis jest niewinna, bardziej niż możesz sobie to wyobrazić, a dziewczyny jak ona muszą być przygotowane by dojść do tych spraw w związku. Nawet jeśli planuje z nią to robić to nie jestem bez serca. A jeśli chodzi o Alexis, nigdy nie zrobię niczego bez jej zgody. Poczekam- odpowiedział.
-Więc zamierzasz spać z innymi dopóki nie zaczniesz z nią? -Jaxon zapytał upewniając się czy dobrze zrozumiał brata.
-Nie- westchnął- Jeśli będzie miała to osiemnaście lat i dowie się kim jestem, ona będzie tylko moja. Po tym nie zamierzam spać z innymi. Tylko Alexis i tylko z Alexis. Nie mógłbym zrobić tego co ojciec mamie. Nawet jeśli to było bardzo dawno to tata i tak zdradził mamę zaraz po ich spotkaniu, a to ją załamało. Nie pozwolę by Alexis cierpiała tak samo.
-To dalej jest niesprawiedliwe. Ty mogłeś robić cokolwiek z innymi, a Alexis ledwo mogła być dotknięta przez kogokolwiek innego.
-Tak to wygląda Jaxon. Wiesz jak kobiety są chronione. Jak mama i Jazmyn. To dla jej bezpieczeństwa. Nie chcemy by zostały zranione bo są jedynymi na czym nam zależy. Możesz siedzieć tutaj i mnie oceniać. Ty nie jesteś prawiczkiem, ale twoja przyszła żona musi być dziewicą gdy się z nią spotkasz. Jednymi o co się martwimy są nasze bronie, narkotyki, pieniądze i nasze kobiety. Dlaczego więc nasze kobiety mają być dotykane przez zdrajców?- powiedział.
-Dobra, dobra stary, przepraszam. Fakt, nie mi oceniać- Jaxon podniósł ręce w geście obronnym.
Bracia siedzieli jeszcze przez chwilę w ciszy, dopóki Jaxon jej nie zagłuszył.
-Nie wydaję Ci się czasami, że posuwasz się za daleko? Wiem, że to wszystko by ją chronić ale jest cienka linia między ochroną, a zakłócaniem przestrzeni -stwierdził. Justin uniósł brew oczekując aż brat będzie kontynuował swoją wypowiedź.
-Dajesz jej tą całą super ochronę, zmniejszyłeś listę kontaktów i ten cholerny przycisk alarmowy-zachichotał. Justin tylko przewrócił oczami. Jego brat był faktycznie za młody by to wszystko zrozumieć.
-Jeśli miałbyś taką dziewczynę jak Alexis Radley, nie mów mi, że nie zrobiłbyś tego samego.
-Czy ty coś ukrywasz, Justin? Istnieje dla niej jakieś zagrożenie o którym powinienem wiedzieć? Czy Ty serio jesteś cholernie popieprzony?- Jaxon pochylił się do przodu nabierając wątpliwości.
Nastała chwila ciszy.
-Zawsze będziesz informowany o rzeczach o których powinieneś wiedzieć- odpowiedział Justin.
-Więc jest jakieś zagrożenie czy nie? Od jak dawna? -młodszy brat wciąż próbował pozyskać jakieś nowe informacje.
-To nie dotyczy Ciebie Jaxon. To załatwione. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że są rzeczy ważniejsze. -ton Justina zachęcił brata by dowiedzieć się czegoś więcej jednak, chłopak nie był skłonny by powiedzieć coś jeszcze.
-Dobrze, więc..- powiedział spokojnie.
-Dobrze. Teraz skupmy się nad propozycją Daniela wieczorem w klubie- powiedział Justin cofając się w stronę biurka. Jaxon tak samo jak jego brat zbadał wzrokiem listę gości.
-To wszyscy? -zapytał chcąc się upewnić.
-Wszyscy z tej nieoficjalnej grupy. Kopia ID jest jeszcze nieznana -powiedział patrząc przez ramię brata.
-Wysłałeś to tacie? -zapytał Jus.
-Tak, zrobiłem to dzisiaj rano. Jeszcze nie odpowiedział.
-On nigdy tego nie robi- powiedział sięgając po piwo, które stało w rogu biurka.
Zgłuszony alarm w jego telefonie sprawił, że odłożył wszystko na bok. Justin podszedł szybko do kanapy chwytając telefon i patrząc w ekran.
Justin wystawił telefon w stronę brata.
-Wciąż myślisz, że ten przycisk był głupim pomysłem?- zapytał.
Jaxon zignorował brata czekając aż ten dowie się co się stało.
-Alarm się włączył. Co się stało?- nie mógł w niczym pomóc, ale to go zaniepokoiło. To prawda, nigdy nie rozmawiał z Alexis dłużej niż pięć minut, ale zdecydowanie była jego słabym punktem.
-Kolejny fałszywy alarm. Panienka Radley jest całkowicie bezpieczna- odpowiedział głos w telefonie. Justin uspokoił się słysząc te słowa.
-Dziękuję- odpowiedział i się rozłączył. -Zmieniam zdanie. Ten przycisk to popieprzony pomysł- zaśmiał się.
~*~
Tutaj Ola. Strasznie chciałam Was przeprosić za AŻ takie opóźnienie. Jednak siły wyższe czasami są nie do przeskoczenia. No, ale nieważne. Rozdział już jest. Z niecierpliwością czekamy aż Justin i Alexis się spotkają!
Liczymy na Wasze komentarze i opinie o tłumaczeniu zawarte w nich.
Do następnego!