28.5.14

3. Flashbacks and Revelations- Part 1

Alexis' POV

- Cześć mamo. – Powiedziała Alexis wchodząc do kuchni, chwilę po kąpieli, gdy była wreszcie ubrana i gotowa by opuścić dom. Jej mama podniosła głowę znad gazety i uśmiechnęła się.
- Musisz zacząć być bardziej ostrożna z tym przyciskiem alarmowym skarbie. Przeraża mnie, za każdym razem gdy widzę tych mężczyzn biegających dookoła z taką paniką.- powiedziała mama.
- Przepraszam, mamo. – Alexis przeprosiła podchodząc bliżej do mamy i kładąc rękę na oparciu jej krzesła. Pani Radley obrzuciła córkę bacznym wzrokiem.
- Wyglądasz ślicznie, kochanie. – Pochwaliła córkę kiedy pochyliła się by pocałować córkę w policzek.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się Alexis. – Więc, czy jest coś czego ode mnie potrzebujesz zanim zacznę się zbierać?- zapytała pełna nadziei.
Twarz pani Radley zmieniła wyraz na lekko zmieszany.
- Zbierać się gdzie, Alexis?- zapytała
- Jest sobota. Miałam zamiar spędzić noc u Meredith. Nie pamiętasz? Rozmawiałyśmy o tym. – odpowiedziała dziewczyna, próbując przypomnieć matce rozmowę którą odbyły wcześniej w tym tygodniu.
- Nie bardzo, kochanie. Alexis, twoi bracia dopiero wrócili do domu. Myślę, że lepiej byłoby gdybyś dzisiaj została w domu.  Siądziemy razem i zjemy obiad jak rodzina. Twój tata będzie za niedługo w domu.- Powiedziała pani Radley.
- Mamo, proszę Cię. Mama Meredith oczekuje mnie. Ona specjalnie poszła na zakupy, żebym mogła pomóc jej zrobić pudding cytrynowy. Obiecałam, że ją nauczę.- Błagała Alexis, mając nadzieję, że matka zrozumie ten powód. Nie mogła pozwolić, aby ostatnia noc jej wolności została zrujnowana tylko dlatego, że jej bracia zdecydowali, by przyjechać akurat tej nocy.
- Alexis, kochanie. Jestem pewna, że pani Shull zrozumie. Zadzwonię do niej i wytłumaczę, że twoi bracia przyjechali. – odpowiedziała pani Radley.
- Dobrze. Jestem zdenerwowana tylko dlatego, że Meredith wyjeżdża za prawie dwa tygodnie i to była moja ostatnia szansa, żeby ją odwiedzić zanim wyjedzie.  Rozumiem, że to ważne że Andrew i Ben są w domu, ale będą tu cały tydzień. Jednakże, zgaduję, że muszę się z tym pogodzić.- Alexis westchnęła opuszczając głowę.  Mogła praktycznie poczuć, jak jej matka zaczyna czuć się winna.  To był cudowny  talent Alexis, zawsze wszystko szło po jej myśli. To zawsze działało.
Pani Radley wydała z siebie długie westchnienie.
- Dobrze, możesz iść.  Ale jutro wieczorem będziesz w domu i wszyscy razem usiądziemy przy jednym stole by zjeść kolację. Zrozumiano? – zapytała.
Alexis nic nie pomogła poradzić na to, że wielki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Zrozumiano. Dziękuję, dziękuję, dziękuję mamo!
- Ale zanim wyjdziesz musimy porozmawiać- jej matka przetarła oczy ze znużeniem.
- Totalnie. – Alexis uśmiechnęła się.
- Nie ma z czego się śmiać, kochanie. Gdyby się twój ojciec dowiedział o tym, byłabyś w poważnych kłopotach.
To były słowa, przez które brzuch Alexis skurczył się. Co zrobiła? O czym wiedziała jej matka?
Alexis skinęła głową, kiedy jej matka wskazała córce aby usiadła na krześle. Kiedy to zrobiła, pani Radley obróciła się w jej stronę i włożyła dłonie córki w swoje własne. Cały ten czas Alexis próbowała zmusić swój mózg aby przypomnieć sobie co takiego zrobiła co mogło sprowadzić na nią kłopoty.
- Ben przyszedł do mnie wcześniej by porozmawiać. Martwił się o ciebie. – zaczęła pani Radley.
- O co? – zapytała Alexis , mając już mały pomysł.
- Alexis, skarbie, wiem że jesteś ciekawa. Też byłam ciekawa kiedy byłam w twoim wieku. Ale będąc szczerą, zrobiłaś już wystarczająco dużo do tej pory skarbie. Nie chcę, żebyś wpakowała się w kłopoty, kochanie. Dobrze wiesz, że nie możesz się o nim nic dowiedzieć dopóki nie skończysz 18 lat. Jesteś już tak blisko. Zostało mniej niż tydzień. Obiecaj mi, że wytrzymasz. Obiecaj, że nie będziesz zadawać już więcej żadnych pytań.- Pani Radley wyraźnie podkreśliła swoje słowa.
Alexis skinęła głową w stronę matki, która zaraz po tym uśmiechnęła się i zamknęła córkę w uścisku.
Mniej niż tydzień. Mogę to zrobić, prawda?- Alexis zapytała samą siebie.
- Obecuję.- Szepnęła do matki w czasie ich objęcia.

Justin's POV
-Paul mówi że Daniel powinien być w klubie krócej niż godzinę.-Powiedział Jaxon bratu, kiedy to, Justin trzymając szklankę whiskey oglądał telewizję.
-Dobrze.-Krótko odpowiedział Justin, podnosząc szklankę do ust żeby ją opróźnić. Mocna ciecz kąsała ścianki przełyku przelatując przez gardło.
-Jeżeli jesteś w stanie poradzić sobie z tym problemem, tata mógłby bez problemu przejść na emeryturę. To mogłoby być coś Justin.- Powiedział Jaxon, opierając się na oparciu sofy.
-Wiem. Dlatego też to ważne żeby ojciec się nie dowiedział, dopóki interes nie zostanie dokończony. Nie musi wiedzieć więcej niż tyle że obserwujemy z bliska grupę amatorów, którzy czekają na nasz ruch.- Justin powiedział patrząc w stronę swojego brata.
-Przypłynął statek z zaopatrzeniem broni, tak?- Jaxon zapytał z ciekawości.
-Który?- Zapytał Justin zwracając uwagę na telewizję.
-Ten ze Szwecji.- wyjaśnił.
-Tak. Musimy jechać to odebrać zanim wróci ojciec. On chce je obejrzeć po powrocie jutro, późnym wieczorem.
-Mama organizuje jutro wielką ucztę jutro wieczorem i zaprasza kilku sąsiadów. Wiesz że nie będzie chciała żebyśmy się włóczyli.
-Kurwa, zapomniałem.- Justin się połapał kładąc szklankę na stole przed nim. -W takim razie musimy w tej chwili jechać i odebrać tą dostawę. Będę miał jedną sprawę mniej na głowie jutro.
-Na prawdę?- Jaxon przemówił.
-Nie ma szans żebyś mógł się pobawić z którymś z nich.- Justin stojąc zachichotał.
-Ale przynajmniej będę mógł na nich popatrzeć!- Jaxon odszczekał.
-No, też mi frajda!- Powiedział Justin, pełnym sarkazmu głosem.
-Hej, to i tak więcej niż Ty możesz robić z Alexis.- Jaxon głupio się uśmiechnął.
-Zamknij się Jax. Idź i zbierz paru chłopaków którzy z nami pojadą. Dostawa będzie ciężka więc będziemy potrzebowali pomocy z przeniesieniem tego do magazynu.- Powiedział Justin wykopując swojego brata z pokoju.

Kiedy sobie poszedł, Justin przeszedł przez pokój aby usiąść przy swoim biurku. Otwierając dolną szufladę wyciągnął swój czarny pistolet i wsadził sobie z tyłu w spodnie. Kiedy czekał aż jego brat wróci, ponownie wsadził rękę do szuflady i wyciągnął jedyne zdjęcie Alexis które miał. Musiało mieć co najmniej 3 lata. Kto by pomyślał że to możliwe, ale od czasu kiedy zdjęcie było zrobione, ona stała się jeszcze piękniejsza niż wtedy.

Justin nie pamiętał momentu kiedy pierwszy raz ujrzał Alexis. Byli niemowlakami gdy się po raz pierwszy spotkali. Bawili się w randki jako dzieci, ale gdy Justin skończył dziesięć lat, zaczął spędzać mniej czasu podróżując z matką. Był niewinnie zainteresowany wszystkim związanym z ojcem. Kiedy skończył 13 lat dowiedział się o rodzinnym biznesie. Od tego wieku, Justin oddalił się od wszystkiego bardziej niż kiedykolwiek. Skupiał się tylko i wyłącznie na interesach i ciągle pamiętał jak dumny był z niego ojciec. Jako nastolatek, Justin pragnął władzy i siły i wiedział że pewnego dnia to osiągnie.

W wieku 14 lat Justin po raz pierwszy był z kobietą. Poprawka: z osiemnasto-latką. I od tamtego czasu zyskał sobie reputacje śpiącego z kobietami całkiem często.  Justin spał może z dwiema kobietami które były młodsze od niego. I nawet wtedy różnica wieku nie była drastyczna. Miesiąc albo dwa góra.

Przez jego reputację seksualną, w którą większość dziewczyn w jego wieku wierzyło, ludzie myśleli  że ożeni się z kobietą starszą od siebie. A kiedy postąpił inaczej, były zszokowane bardziej niż kiedykolwiek. Nie było sekretem że wiele z nich chciałoby być wybrankami młodego i potężnego Biebera. Mało tego, jedna po drugiej na niego leciała, ale on nie leciał na żadną z nich.
W końcu córki mafii, całkiem dały sobie z nim spokój, wierząc że podąży on śladami swojego dziadka, Victora Biebera. Nie żenić się tak długo, aby mieć jednego spadkobiercę ze swoją wybranką.

Ale to nie byłby Justin. On chciał się żenić, chciał żonę i rodzinę, bardziej niż cokolwiek. On chciał to co jego rodzice posiadali. Był bardzo zdeterminowany aby to osiągnąć. I właśnie wtedy, cudowna Alexis Radley pojawiła się na horyzoncie.

Justin podróżował po Europie przez blisko 2 lata, w ramach treningu żeby zostać mądrym biznesmanem. Jego nieobecność była spostrzeżona w Chicago, ale odwiedzał często ze względu na matkę. Miesiąc po jego siedemnastych urodzinach, Justin wreszcie wrócił do domu.

Jego matka organizowała przyjęcie każdej Wielkanocy w ogrodzie. Jak zwykle, było strasznie nudne. Był ciągle nękany przez wielu, którzy pytali o to samo, czyli o jego podróże. Pewnego wieczora był to Andrew Radley.
- Justin, jak leci? - Zapytał Andrew, podchodząc do niego z wyciągniętą ręką.
Justin przywitał się z kolegą. - Dobrze Andrew, a Ty?
- Świetnie. Kopę lat. - Odparł Andrew.
- Owszem, ale w końcu jestem w domu. Próbuję się połapać we wszystkim co mnie ominęło.
- W sumie niewiele. Spory terytorialne, i to by było na tyle. Wydusił Andrew. - Zaczekaj, chciałbym Cię z kimś poznać.
Andrew odwrócił się na chwilę i pomachał komuś. Justin patrzył jak drobna bondynka zmierzała w ich stronę. Jej ciało zgrabne i cera z wybrzeża.
- Justin, to jest Bree. Moja narzeczona. Obejmując dziewczynę w pasie i uśmiechając się do niej. Ona oczywiście odparła uśmiechem.
- Miło mi Cię poznać. Justin wyciągnął do niej rękę. Bree przywitała się chętnie.
- Mi również. Odpowiedziała.
- Moje gratulacje Andrew. Justin kiwnął.
- Dziękuję. Oboje jesteśmy podekscytowani.
- To na pewno. Potwierdził Justin.
- Idę porozmawiać z Twoją mamą kochanie. Powiedziała Bree zanim pocałowała go w policzek.
Andrew kiwnął i pocałował ją w czoło, zanim patrzył jak odchodzi. Justin czuł dziwne zmieszanie w brzuchu.

Zazdrość.

Kiedy Justin był za granicą nie myślał o szukaniu kogoś takiego jak znalazł Andrew. Jego łóżko było ciągle okupowane przez nowe zagraniczne dziewczyny. I był z tego zadowolony. Ale nie był szczęśliwy.

Spostrzegając przestój w rozmowie Justin zwrócił się do Andrew.

- Co tam u Bena i Twojej siostry. Zapytał.
- Ben to Ben. Dupa wołowa jak zawsze, aczkolwiek nie taki kutas jak ja. Jest gdzieś tutaj prawdopodobnie obserwuje swoją dziewczynę chociaż ma jeszcze miesiąc. Powiedział Andrew. - A Lexi też jest gdzieś blisko i maluje się .
Justin ledwo pamiętał Alexis Radley. Minęły lata od czasu kiedy ostatnio na nią patrzył. Ostatnio kiedy ją widział, była w koszulce Hannah Montana, kiedy dopiero co zaczęła eksperymentować z makijażem. Był o tym przekonany bo miała ciemno niebieski cień pod oczami. Justin uśmiechnął się wspominając.

Jednak musiała wyrosnąć od tamtego czasu skoro jej własny brat wiedział że ona właśnie teraz się maluje.
- Ile Alexis ma lat? Justin spytał.
- 15. Odpowiedział Andrew w momencie kiedy coś przykuło jego uwagę. - Ben! Chodź tutaj. Zawołał.

W sekundę pojawił się Ben Radley zmierzający w ich stronę, aczkolwiek na jego twarzy znać było lekki zawód.

- Weź przestań się nią przejmować i przywitaj się z Justinem. Andrew barknął.
- Siema stary, dobrze Cię znowu widzieć. Ben przewrócił oczyma na brata witając się z Justinem. Justin jęknął wewnątrz. Nienawidził wszytkich rodzajów pogardy, ale głównie przewracania oczami nawet jeśli to nie było do niego.
- Ciebie też. Twój brat powiedział że już wybrałeś. Powiedział Justin.
- Tak. A Ty? Zapytał Ben.
- Nie. Ja jeszcze nie. Kiwnął głową. Ani Ben ani Andrew nie byli tym zaskoczeni.
- Szukałam Cię wszędzie! Potrzebuję pomocy. Niższy głos się odezwał wcinając się w ich rozmowę.

Justin zrobił krok w tył. To na pewno nie Ta dziewczyna o której pomyślał. Faktycznie, to już nawet nie była dziewczyna. To młoda kobieta. Nie tylko jej ciało drastycznie się zmieniło dla potwierdzenia, ale jej cechy były delikatne. Bardzo długie ciemne włosy do pasa, pełne usta a jej oczy zniewalające. Była wyśmienita od stóp do głów. Sukienka którą miała na sobie, była zachowawcza ale pasowała idealnie. Podkreślała jej długie nogi i krągłości, bez pokazywania zbyt wiele. To nie była Alexis Radley którą kiedyś poznał. Zapierała dech w piersiach.


- Co się stało? Zapytał zaniepokojony Andrew wyciągając do niej rękę.
- Mój medalik. Zginął. Jestem pewna że miałam go na sobie kiedy tu przyjechaliśmy a teraz go nie ma. Tata mnie zabije. Powiedziała.

Andrew i Ben zrelaksowani kiedy zauważyli że ona jeszcze nie popadła w złość.

- Nie martw się Lex. Jestem pewien że gdzieś tutaj jest. Ben zapewnił.
- Ale Ben..
- Ben Ci pomoże go szukać. Przerwał Andrew.

Ben się odwrócił podnosząc brew na brata.

- Możesz użyć rozproszenia bracie. Andrew westchnął.
- Chodź Lex. Powiedział Ben prowadząc siostrę, która nie zauważyła obecności Justina.
- Przepraszam za nią. Potrafi wyolbrzymiać sytuacje całkiem często. Andrew odpowiedział.
- Jak wygląda ten naszyjnik? Zapytał Justin.
- Czekaj, czekaj. Andrew mówił wyciągając portfel z kieszeni.
- Bree lubi kiedy mam zdjęcia rodzinne w portfelu, na pewno jakieś mam.

Pogrzebał jeszcze chwilę i wyciągnął zdjęcie Alexis.

- To ten naszyjnik. Pokazał.

Justin przyglądał się uważnie jej szyi, poznając styl wisiorka. To był bardzo tradycyjny typ biżuterii jaki widział pewnie wiele razy. Był też pewien że jego siostra miała taki sam. Sprowadzany z Włoch na zamówienie.

- Znaczy on tak wiele ponieważ ojciec umieścił rubin w środku zamiast zdjęcia. Ma również wyryty herb Radley'ów.
- Rozumiem, ale czy miałbyś coś przeciwko gdybym zatrzymał to zdjęcie? Podam je służącym w razie gdyby się na niego natknęli.
- Oczywiście. Dzięki, jestem pewien że Lexi to doceni. Powiedział Andrew wkładajać portfel z powrotem do kieszeni.
- Żaden problem. Uwagę Justina zwróciła matka machająca do niego z drugiego końca ogrodu żeby podszedł.
- Wygląda na to że matka mnie potrzebuje. Co powiesz na drinka później. Pogadamy trochę? Zapytał Justin.
- Brzmi nieźle. Dobrze było znowu z Tobą pogadać Justin. Andrew odpowiedział zanim się odsunął żeby przepuścić Justina.

Nawet nie 10 minut później gdy Justin rozmawiał z mamą i jedną z jej znajomych, jego telefon zaczął wibrować w kieszeni. Wyciągnął i gdy spojrzał, to wiedział że nie może tego zignorować.

- Przepraszam mamo ale muszę odebrać.

Justin podszedł w stronę domu i odebrał.

- Co nowego? Zapytał, chodząc i poprawiając swój krawat.
- Cisza od rana, żadnych znaków w magazynie. Niektórzy już sobie poszli.
- Nie. Nikt nie wychodzi bez mojej zgody. Mój ojciec i ja przyjedziemy tam najszybciej jak możemy, na razie musimy zabawiać gości. Nie spierdolcie tego. Odpowiedział Justin, po czym się rozłączył.

Gdy wsuwał telefon do kieszeni jego oczy zawędrowały w stronę małej figury która chodziła sobie tak jak on. Dopiero po kilku chwilach zrozumiał na kogo tak na prawdę patrzy. Chodziła cichutko w przód i w tył po werandzie która otaczała dom. Niewątpliwie, szukała swojego wisiorka.

Justin nie mógł powstrzymać się od wykorzystania sytuacji. Nie był nawet pewien czy go pozna. Zmienił się diametralnie przez 2 lata.

Justin podszedł bliżej werandy. Oczu z niej nie spuszczał. Z jednej nogi na drugą, wszedł na werandę i oparł się o jeden z wielkich białych filarów.

~*~
 CZEŚĆ LUDZIEEEE
Z tej strony Justyna. Przepraszam Was, ze musieliście tak długo czekać, 
ale nauka nauka i nauka jeszcze raz.
 Jak widać rozdział jest dosyć długi, 
dlatego podzieliłyśmy go na 2 części. 
Do następnego! <3

7.5.14

2. Big Brothers and Beer

Alexis Radley zatrzymała wzrok na jedym z wielu okien znajdujących się w jej sypialni. Jej oczy z łatwością odnalazły 3 SUVy zaparkowane wzdłuż ulicy przy jej rodzinnym domie.
-Tylko dlatego, że przejeżdżają tędy kilka razy dziennie nie oznacza, że ich nie zauważę! Poważnie, co może mi się stać w mojej własnej sypialni?! Nawet okna są kuloodporne na litość boską!-wykrzyczała do telefonu.
-Ten chłopak naprawdę się o Ciebie troszczy Lexi- jej przyjaciółka, Meredith Shull, odpowiedziała po drugiej stronie.
Meredith była jedyną przyjaciółką Alexis, pochodziła z rodziny, która nie była zaangażowana w niebezpieczne życie jakim sama żyła. Szczerze, jedynym powodem dlaczego mogły się przyjaźnić i spędzać ze sobą czas, jest to, że ojciec Meredith jest szanowanym pastorem. W przeciwnym razie nikt nie chciał by spędzać czasu z dziećmi, które nie znają wzajemnie swoich rodziców. To prawie nie wykluczało tych, którzy należą do mafii. Pomimo tego, że ojciec Meredith był pastorem wiedziała, że może jej zaufać. Teraz, Meredith znała wszystkie tajemnice życia Alexis, które były niepojęte dla ludzi z zewnątrz. Alexis przewróciła oczami i zasunęła roletę. Okna które kiedyś przynosiły jej światło i ciepło kiedy była dzieckiem.
Teraz czuła się podglądana i narażona na świat.
-On mnie nie kocha. On jest jak inni. Jestem tylko nagrodą, którą pewnego dnia pokaże światu. -odparła.
Zazwyczaj Alexis nie była w takim złym humorze. Była znana jako ta kochająca i troszcząca się przyjaciółka, siostra, córka. Niespodziewany powrót jej braci na jej przyjęcie urodzinowe w weekend doprowadzał ją na krawędź wytrzymałości.
Alexis była mądrą dziewczyną. Jej bracia też byli mądrzy. Plany na dzisiejszy wieczór mogły nie być akceptowane przez jej ochroniarzy, ale jej bracia mieli inne zamiary.
Była jeszcze dwójka ludzi z którymi chciała spędzić swój ostatni tydzień wolności, najgorsze było to, że oni wiedzieli o tym wszystkim co dzieje się wokół.

Po tym jak Alexis i jej mama wróciły wcześniej do domu, została zamknięta w uścisku przez jej dwóch braci. Wiedziała, że mieli przyjechać na jej osiemnaste urodziny, ale nie tydzień wcześniej.
Uświadomiła sobie, że nie będzie musiała robić tego na dzisiejszej imprezie, więc przywitała szybko swoich braci i wymigała się potrzebą kąpieli.
Kiedy Alexis weszła do swojej sypialni i zaczęła się rozbierać jej oczy spoczęły na oknie uświadamiając sobie, że nawet wtedy była obserwowana. Oni wszystko widzą. Musiała zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki by trochę ochłonąć.
-W prawdzie jestem pewna, że nie są upoważnieni do tego by Cię podglądać kiedy się rozbierasz! Jeśli to nie jest jedna z zasad Sonny to zapewne jedna z twojego ojca. -westchnęła Meredith.
Sonny- to było imię pod którym ukrywał się jej przyszły mąż. To było dziwne dla większości, która nigdy o tym nie słyszała. Ale dla Alexis to był sposób życia. Jej sposób. To było nieuniknione, że członek mafii zażąda właśnie jej. Córek było mało, a te które już były, były wybrane.
Pierwsze podejrzenia Alexis o tym, że została wybrana pojawiły się gdy miała 15 lat. Kiedy zauważyła, że wzrósł poziom jej bezpieczeństwa. Pamięta również rozmowy matki z jej bliską przyjaciółką i to jak jej bracia zaczęli ją witać tak, jakby była już jedną z nich.
To było pewne, a Alexis nie była ślepa. Ale teraz jego tożsamość była tym, co interesowało ją najbardziej. Przez kilka lat ona i Meredith stawiały na Petera Schillinga. Ale około miesiąc temu okazało się, że wybrał Amande Pierce.
Alexis była zdumiona. Od małego ona i Peter byli przyjaciółmi, a ona miała go za porządnego faceta. Był przystojny chociaż niezbyt dobrze zbudowany. Przypomniała sobie, że skończył on osiemnaście lat niedługo przed tym jak pojawiła się jej ochrona, jej bezpieczeństwo wzrosło, a on przestał z nią rozmawiać. To było wspólne dla "Sonny" by nie mieć z nią żadnej relacji odkąd została wybrana aż przekroczy pełnoletniość.
-Masz racje. Wiem, że to jest reguła, ale to jest cholernie przerażające. Nie mówiąc o tym, że muszę coś zrobić z Andrew i Benem. Impreza jest dzisiaj, a to jedyna rzecz, która podtrzymuje mnie na duchu od miesiąca. -Alexis usiadła na końcu łóżka.
-Wiem Lex. Coś wymyślimy. Poza tym nie będę się o to martwiła. Twoi bracia nie mają nic przeciwko mnie. Nie powinni być podejrzliwi kiedy zostaniesz na noc. Jestem pewna, że wciąż jestem na liście. -Zaśmiała się Meredith.
Alexis uśmiechnęła się w odpowiedzi. W końcu zdobyła listę, która była stworzona kiedy miała piętnaście lat. Tak ogółem mówiąc to stało się w tym samym czasie kiedy jej ochrona się zwiększyła. Mogę się założyć, że to robota Sonny.

Po tygodniu ciągłego narzekania i wyolbrzymiania zdała sobie sprawę, że nie jest już w rękach swojego ojca. Była w rękach jej przyszłego męża z którym nawet nie miała kontaktu. Meredith była sprytniejsza niż Alex i wiedziała, że będzie jedyną przyjaciółką z którą dziewczyna będzie mogła spędzić całą noc.


Czy Sonny myślał, że Alexis była typem dziewczyny która kręci się wokół innych chłopaków z mafii? Ona z pewnością wiedziała o wiele lepiej. Jeśli zaczęła by bawić się z chłopakami, którzy o niczym nie wiedzieli,  nie wiedzieli, że ona już jest czyjaś i nie mieli pojęcia, że ktoś kto ją wybrał miał w posiadaniu broń. Sonny nie posunął by się aż tak daleko by zrobić to komuś z listy Alexis.

-Zaufaj mi. W dalszym ciągu jesteś na liście. Chyba, że nagle nie jesteś jedynym dzieckiem i masz co najmniej trzynastoletniego brata -odpowiedziała.
-Na twoje szczęście nie- Meredith zachichotała.
-Dzięki Bogu- odpowiedziała kąśliwie -Co ja zrobię, jak ty wyjedziesz po imprezie na obóz? Co jeśli on jest okropny Mere? -zapytała poważnie.
-Wtedy będziesz musiała uwierzyć, że w mgnieniu oka znajdę się w domu by skopać mu tyłek- powiedziała na co Alexis przewróciła oczami.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi jej sypiali co zmusiło ją do odwrócenia głowy w tamtym kierunku i zignorowania tego co właśnie mówiła Meredith.
-Zadzwonię do Ciebie później Mere. Ktoś puka do drzwi- powiedziała i szybko się rozłączyła.
-Otwarte!- krzyknęła do kogoś za drzwiami.
Głowa Bena przecisnęła się przez szparę w drzwiach.
-Proszę powiedz mi, że masz zalotkę- zapytał z nadzieją w głosie.
-Dlaczego? Jest coś co chcesz mi powiedzieć? -Alexis uśmiechnęła się szeroko.
Ben wszedł głębiej do pokoju. Niewielka ilość osób mogła to robić. Oprócz rodziny, Meredith i kilka innych koleżanek Alexis.
Pewnego czasu wchodzili tam również obsługa i kilku przyjaciół rodziny. Jednak po ukończeniu przez Alexis piętnastu lat wszystko się zmieniło. Nie było wątpliwości, że Sonny miał z tym coś wspólnego.
-To dla Ellie- powiedział Ben z figlarnym uśmieszkiem.- Pomyślałem, że przestaniesz wierzyć w to, że jestem gejem. Mam żonę Lex.
-Zawszę mówiłam, że twój gust w kwestii ubrań podważa twój status bycia prawdziwym facetem- powiedziała wstając z łóżka.
-Jeśli chcesz Ellie może potwierdzić, że nim jestem -zaśmiał się w odpowiedzi.
-Ew wolałabym nie -Alexis pokręciła głową z obrzydzeniem.
Ben udał się za dziewczyną wprost do jej łazienki, gdzie Alexis wyciągnęła swoją czarną kosmetyczkę z jednej z wielu białych szuflad.
-Dlaczego Ty i Ellie nie staracie się jeszcze o dziecko? -zapytała rozpakowując torbę. Ben może i był twardzielem na zewnątrz tak jak jej ojciec i Andrew ale ona wiedziała, że nie mógł się doczekać by stać się "tatą". To było oczywiste.
-To.. uhh nie najlepszy czas. Zwłaszcza, że Adrew i Bree spodziewają się dziecka. Wiesz jak ona reaguję kiedy wchodzisz jej w paradę -zaśmiał się cicho.
-Bez wątpliwości- powiedziała zanim odwróciła się w stronę brata trzymając w dłoni zalotkę.
-Więc dlaczego tego potrzebujesz? -zapytała unosząc brew.
-Jakoś...złamałem Ellie. Zablokowała mnie w łazience i próbowałem zrobić klucz. Mama zabiłaby mnie gdyby dowiedziała się, że zniszczyłem drzwi po pierwszej godzinie bycia w domu. Oddam Ci, obiecuję. Ona potrzebuję tego tylko na chwilkę- powiedział próbując chwycić mały metalowy przedmiot.
-Jak to Cię zablokowała? -zapytała Lex.
-To tajemnica -mrugnął.
-Jesteście ohydni -powiedziała wciąż trzymając zalotkę.
-No dalej Lex. Daj mi to- powiedział.
-Jeśli odpowiesz mi na coś- powiedziała ostrożnie. Przez sposób jaki Ben na nią spojrzał wiedziała, że załapał o co jej chodzi.
Ben wciągnął powietrze, a zmarszczki na jego czole jeszcze bardziej się uwydatniły.
-Lex wiesz, że nie mogę. Nie jestem upoważniony by to zrobić. To jest jego sprawa.
-Nikt nie musi o tym wiedzieć. Proszę Ben. Błagam! Zawsze myślałam, że to Peter ale okazało się, że to nie on. Nikomu nie powiem, przysięgam- powiedziała cicho.
-Lexi nie mogę, przepraszam -westchnął odwracając od niej wzrok.
-Dobrze- powiedziała zrezygnowana. Wiedziała, że Ben jej nie powie, ale warto było spróbować.
-Wiesz, że nie musisz już dłużej czekać. Trzymaj się -powiedział kiedy Alexis wręczyła mu przyrząd i przepuścił siostrę w drzwiach.
-Taa -powiedziała i wymijając go udała się do swojej sypialni.
-To dobry facet Lex- powiedział chwytając ją za łokieć. -Troszczy się o Ciebie i zapewnia Ci bezpieczeństwo. To jest to czego każdy z nas chce dla Ciebie
Skinęła głową na brata i udała się w stronę sypialni. Ben wyszedł, a dziewczyna podeszła do szafy w celu wyciągnięcia ręcznika.
Alexis odruchowo trzasnęła drzwiami przez co wcisnęła mały czerwony przycisk.
-Cholera. Tylko nie to- przeklęła pod nosem.
Stała z ręcznikiem w ręku czekając na wielkie wejście kilkunastu goryli. Tak jak myślała, przyszli.
Mężczyźni w garniturach szybko otworzyli drzwi i weszli do środka z bronią i oczami szeroko otwartymi. Szybko ustawili się na miejscach oceniając sytuację. Tym razem chociaż nie wyważyli drzwi. Wszyscy zwrócili się w kierunku Alexis, która tylko machnęła ręką.
-Fałszywy alarm chłopcy...znowu- wymamrotała patrząc jak powoli się uspakajają.
-Wiesz jak wywołać zawał u kilkunastu mężczyzn -Mike powiedział z małym uśmiechem karząc reszcie wyjść z pokoju.
-Dzięki Mike- powiedziała.
-Jak zawsze. Uważaj następnym razem- zaśmiał się. Wyciągając swój telefon z kieszeni i przycisnął do ucha wychodząc z pokoju.
Alexis podeszła do drzwi i ostrożnie je zamknęła mając dość niespodzianek jak na dzisiaj. Jak dobrze obliczyła miała godzinę na leżenie w wannie.
-Głupia ochrona na zewnątrz domu, głupi Ben, głupi przycisk- mamrotała pod nosem odkręcając kurki w wannie i powoli rozebrała się. Włosy spięła w wysokiego koka na czubku głowy, a na siebie nasunęła szlafrok czekając aż poleci ciepła woda.
-Ten przycisk serio potrzebuje jakiegoś zabezpieczenia- mruknęła. Podeszła do jednej ze ścian w łazience i puściła muzykę ze swojego iPoda.

Tak. Przycisk alarmowy. Kolejna rzecz, która zmieniła się gdy Alexis skończyła piętnaście lat. To bez wątpienia był pomysł Sonny by umieścić go na ścianie w sypialni dziewczyny. To już trzeci raz kiedy go użyła i kolejny raz kiedy nie było to potrzebne.
Po raz pierwszy Alexis nacisnęła go kiedy przez przypadek potknęła się niosąc czasopisma nie chcąc wylądować na ziemi. Kilka miesięcy później Meredith użyła go z myślą, że włącza on światło w garderobie Alexis. Zdarzyło się to kiedy jej przyjaciółka brała prysznic. Wtedy wysłali żeński oddział by nie czuła się niekomfortowo we własnej łazience. Teraz stało się to po raz trzeci, a Alexis znowu poczuła się jak małe dziecko.

Oni zawsze wszystko obserwują. Zawsze chronią. Nie daj Boże gdyby upadła w galerii i złamała nogę. Wszystko co może ją zranić lub skrzywdzić ustawia ich do pionu.
Kiedy woda była wystarczająco ciepła Alexis zanurzyła w niej swoje ciało. Odchyliła głowę do tyłu i zastanawiała się co może się stać na dzisiejszej imprezie.

Justin's POV:

Justin wszedł do kuchni biorąc dwa piwa. Jedno dla siebie drugie dla swojego brata. Nawet jeśli Justin miał tylko dwadzieścia lat, a do dwudziestu-jeden brakowało mu zaledwie trzech miesięcy, mógł pić odkąd skończył trzynaście.
-Dzięki- powiedział Jaxon biorąc piwo od brata i wziął duży łyk.
Jaxon Bieber był tylko szesnastolatkiem, ale tak samo jak Justin i reszta mężczyzn z mafii musieli dorosnąć dużo wcześniej.
-Mam nadzieje, że pójdzie gładko, a my rozwalimy głowy tych sukinsynów -Jaxon westchnął.
-Zrobimy to. Ale jedno dlatego by mieć połączenie z Chicago PD. Planowanie zajmuje więcej czasu niż zazwyczaj. Zwłaszcza, że oni wiedzą co zamierzamy zrobić- powiedział Justin siadając na jednej z kanap w swoim biurze.
-Ustawiają już kurwa zmowy i sprawy od miesięcy.Wcześniej czy później gliniarze nie będą chronić ich tyłków, a jeśli oni pójdą na dno mogą pociągnąć nas za sobą -syknął Jaxon siadając naprzeciw brata.
-Spokojnie Jaxon wszystko będzie załatwione- uspokoił go Justin.
-Mówisz jak tata -powiedział z lekkim uśmiechem patrząc na brata.
-Dobrze. Ten drań zawsze wiedział o czym mówi -zaśmiał się.
Ich ojciec był aktualnie poza Stanem prowadząc osobne interesy. Aż do jego powrotu Justin sprawował władzę nad wszystkim. Nad biznesem, domem, pieniędzmi, Jaxonem, Jazzy i ich matką.
Na szczęście Jeremy Bieber miał wrócić już w tym tygodniu co oznaczało, że Justin będzie mógł wrócić do swojego życia, czekając aż do weekendu.
Jaxon poruszył się niespokojnie na kanapie. Włożył rękę pod jedną ze skórzanych poduszek. Justin obserwował poczynania swojego brata.
-Mam nadzieje, że to nie oznacza, że ich nie używasz - zażartował młodszy brat. Justin zastanawiał się jak on mógł się tan znaleźć. Rzadko kiedy zabierał dziewczyny do biura więc musiał być już trochę stary.
-Myślałem, że nie robisz tego w biurze. Co stało się z "Nie łączę przyjemności z pracą"? -zapytał unosząc brew.
-Bo nie robię -odpowiedział i schował prezerwatywę do kieszeni w spodniach.
-Cokolwiek. Wciąż kurwa czegoś nie wiem. Może nie mam prawa by tego mówić, ale jeśli pewnego dnia miałbym żonę, która wygląda tak dobrze jak Alexis Radley nie marnował bym czasu na inne laski- westchnął.
-Mam dwadzieścia jeden lat stary. Ona nie może mieć mi tego za złe.- Justin odparł i ponownie usiadł na kanapie.
-Został tylko jeden tydzień więc dlaczego wciąż sypiasz z innymi? -zapytał.
-Ponieważ Jaxon, nawet jeśli ona skończy to osiemnaście lat moim priorytetem nie jest dobrać się do jej majtek tak szybko jak to możliwe. Alexis jest niewinna, bardziej niż możesz sobie to wyobrazić, a dziewczyny jak ona muszą być przygotowane by dojść do tych spraw w związku. Nawet jeśli planuje z nią to robić to nie jestem bez serca. A jeśli chodzi o Alexis, nigdy nie zrobię niczego bez jej zgody. Poczekam- odpowiedział.
-Więc zamierzasz spać z innymi dopóki nie zaczniesz z nią? -Jaxon zapytał upewniając się czy dobrze zrozumiał brata.
-Nie- westchnął- Jeśli będzie miała to osiemnaście lat i dowie się kim jestem, ona będzie tylko moja. Po tym nie zamierzam spać z innymi. Tylko Alexis i tylko z Alexis. Nie mógłbym zrobić tego co ojciec mamie. Nawet jeśli to było bardzo dawno to tata i tak zdradził mamę zaraz po ich spotkaniu, a to ją załamało. Nie pozwolę by Alexis cierpiała tak samo.
-To dalej jest niesprawiedliwe. Ty mogłeś robić cokolwiek z innymi, a Alexis ledwo mogła być dotknięta przez kogokolwiek innego.
-Tak to wygląda Jaxon. Wiesz jak kobiety są chronione. Jak mama i Jazmyn. To dla jej bezpieczeństwa. Nie chcemy by zostały zranione bo są jedynymi na czym nam zależy. Możesz siedzieć tutaj i mnie oceniać. Ty nie jesteś prawiczkiem, ale twoja przyszła żona musi być dziewicą gdy się z nią spotkasz. Jednymi o co się martwimy są nasze bronie, narkotyki, pieniądze i nasze kobiety. Dlaczego więc nasze kobiety mają być dotykane przez zdrajców?- powiedział.
-Dobra, dobra stary, przepraszam. Fakt, nie mi oceniać- Jaxon podniósł ręce w geście obronnym.
Bracia siedzieli jeszcze przez chwilę w ciszy, dopóki Jaxon jej nie zagłuszył.
-Nie wydaję Ci się czasami, że posuwasz się za daleko? Wiem, że to wszystko by ją chronić ale jest cienka linia między ochroną, a zakłócaniem przestrzeni -stwierdził. Justin uniósł brew oczekując aż brat będzie kontynuował swoją wypowiedź.
-Dajesz jej tą całą super ochronę, zmniejszyłeś listę kontaktów i ten cholerny przycisk alarmowy-zachichotał. Justin tylko przewrócił oczami. Jego brat był faktycznie za młody by to wszystko zrozumieć.
-Jeśli miałbyś taką dziewczynę jak Alexis Radley, nie mów mi, że nie zrobiłbyś tego samego.
-Czy ty coś ukrywasz, Justin? Istnieje dla niej jakieś zagrożenie o którym powinienem wiedzieć? Czy Ty serio jesteś cholernie popieprzony?- Jaxon pochylił się do przodu nabierając wątpliwości.
Nastała chwila ciszy.
-Zawsze będziesz informowany o rzeczach o których powinieneś wiedzieć- odpowiedział Justin.
-Więc jest jakieś zagrożenie czy nie? Od jak dawna? -młodszy brat wciąż próbował pozyskać jakieś nowe informacje.
-To nie dotyczy Ciebie Jaxon. To załatwione. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że są rzeczy ważniejsze. -ton Justina zachęcił brata by dowiedzieć się czegoś więcej jednak, chłopak nie był skłonny by powiedzieć coś jeszcze.
-Dobrze, więc..- powiedział spokojnie.
-Dobrze. Teraz skupmy się nad propozycją Daniela wieczorem w klubie- powiedział Justin cofając się w stronę biurka. Jaxon tak samo jak jego brat zbadał wzrokiem listę gości.
-To wszyscy? -zapytał chcąc się upewnić.
 -Wszyscy z tej nieoficjalnej grupy. Kopia ID jest jeszcze nieznana -powiedział patrząc przez ramię brata.
-Wysłałeś to tacie? -zapytał Jus.
-Tak, zrobiłem to dzisiaj rano. Jeszcze nie odpowiedział.
-On nigdy tego nie robi- powiedział sięgając po piwo, które stało w rogu biurka.
Zgłuszony alarm w jego telefonie sprawił, że odłożył wszystko na bok. Justin podszedł szybko do kanapy chwytając telefon i patrząc w ekran.
Justin wystawił telefon w stronę brata.
-Wciąż myślisz, że ten przycisk był głupim pomysłem?- zapytał.
Jaxon zignorował brata czekając aż ten dowie się co się stało.
-Alarm się włączył. Co się stało?- nie mógł w niczym pomóc, ale to go zaniepokoiło. To prawda, nigdy nie rozmawiał z Alexis dłużej niż pięć minut, ale zdecydowanie była jego słabym punktem.
-Kolejny fałszywy alarm. Panienka Radley jest całkowicie bezpieczna- odpowiedział głos w telefonie. Justin uspokoił się słysząc te słowa.
-Dziękuję- odpowiedział i się rozłączył. -Zmieniam zdanie. Ten przycisk to popieprzony pomysł- zaśmiał się.



~*~
Tutaj Ola. Strasznie chciałam Was przeprosić za AŻ takie opóźnienie. Jednak siły wyższe czasami są nie do przeskoczenia. No, ale nieważne. Rozdział już jest. Z niecierpliwością czekamy aż Justin i Alexis się spotkają! 
Liczymy na Wasze komentarze i opinie o tłumaczeniu zawarte w nich. 
Do następnego!